Zacznę więc
od odpowiedzi na pytanie jednego z moich Drogich Motylków.A więc nie, nie jestem związana z Mią bardziej niż z Aną, wgl nie czuje się z Nią związana. Powiedzmy, że Ona wpadła tylko na chwilę, jako efekt uboczny moich prywatnych problemów oraz obrzydzenia do siebie, do jedzenia, nad którym cięzko mi zapanować.
Jak pisałam moja dieta ma tylko jeden podpunkt, który zezwala na maksymlanie 500kcl dziennie.
Trzymam się tego ściśle i nie przekraczam tej liczby, szczerze mówiąc, nawet do niej nie dochodzę i staram sie ją spalić codziennymi, intensywnymi ćwiczeniami.
Nigdy nie wymuszałam wymiotów, to przyszło całkiem niedawno.
Pomimo iż ograniczałam się do 200-300 zdrowych kcl dziennie, do ktrych załączałam ćwiczenia i dużo ruchu, czułam ogromny wstręt do samej siebie. Każdy, najmniejszy kęs jedzenia mnie odrażał, sprawiał iż czułam, że od teg jednego małego kęsu strasznie zgrubne, roztyje się na jakąs grubą krowe.
Nie mogłam poradzić sobie z rosnącym obrzydzeniem, a problemy prywatne sprawiły, że nie wytrzymałam i próbowałam uciec w wymioty.
Zdażyło mi się to kila razy. Najgorsze było to, że ani trochę się nie obżarłam, nie miałam powodu, żeby usiłować wyrzucić jedzenie z moejgo organizmu, po prostu zawładnął mna wstręt.
Zapewniam jednak gorąco, że to się zmieniło.
Za sprawą pewnego wyjątkowego, bliskiego memu sercu Motylka zaczęłam do przezwyciężać. Zdałam sobie sprawę, że tak być nie może, poza tym to niszczy moje struny głosowe, które są moim skarbem, przepustką do mojej najwiekszej pasji i powiedziałam sobie : ,,Musze być silna, nie mogę się temu poddać".
Od wczoraj z pełną motywacją i wsparciem mojego kochanego Motylka zaczynam działać
Wiadomo, jest trudno, pokusa, wstręt są silne, ale daje rady, wiem, że dam.
Układam sobie w głowie to wszytsko.
Stale przypominam, że nie obżeram się, jem mało kalori, wiec nie mam powodu, zeby je zwracac.
Obrzydzenie, wstret towarzysza nadal, ale staram sie jak moge, jestem silna, musze byc silna.
W związku z Naszą drogą Aną...
Gdzie, kiedy, jak Ją poznałam.? Dlaczego zdecydowałam się odchudzać.?Trudno dokładnie powiedzieć kiedy to wszystko sie stało, bo dopiero nie dawna przejżałam na oczy i zrozumiałam co sie dzieje.
Pamiętam jednak, ze zawsze nie potrafiłam do końca zaakceptować siebie. Niegdy nie byłam gruba, na około słyszałam tylko słowa ,,Jaka chudzinka, taka drobniutka i szczuplutka", jednak to mi nie wystarczało.
Od kiedy pamiętam chciałam być idealna. Marzyłam o perfekcji.
I tak w zeszłym roku, zaczęła się moja droga.
Postanowiłam być idelana i perfekcyjna. Postanowiłam pokochać siebie.
Zaczęło się. Diety, diety, diety. Mnóstwo ćwiczeń i ruchu. Głodówka. Raz. Drugi. Trzeci.
Ciągnęło się to i ciągnęło jednak cięgle było mi mało i mało.
Na początku ubiegłych wakacji, trafiłam na miesiąc do Szpitala, gdzie po długim procesie leczenia, zabiegów, pogarszajacego sie mojego stanu fizycznego jak i psychicznego okazało się, że z powodu diet, głodówek, zbyt intesywnych ćwiczeń , mój chory już i słaby orgaznim, w tym głównie brzuch, nie wytrzymał i najzwyczajniej się zepsuł.
Wyszłam ze szpitala z wagą 37kg prze 160cm wzrostu.
Ja.? Ja bym dumna, czułam ze dobrze mi z tą wagą, czułam się piękniejsza, jeszcze nie perfekcyjna, ale bardzo, bardzo temu bliska. Nareszcie.
Jednak byłam jedyną osobą, która była z tego dumna.
Mama , lekarze, byli temu przeciwni, poza tym moj zniszczony oraganizm potrzebował regeneracji, czyli jedzenia.
Dostałam diete, od której miałam przytyć, a mój organimz wykurowac się.
Nie musze, nie umie, opisać Wasm jakie to były dla mnie meczarnie. Pieprzone tortury, nad któymi nie mogłam zapanować, a na dodatek, okazał się, że dieta była beznadziejnie dobrana.
Tyłam i tyłam, a Oni torturowali mnie dalej. Kiedy łaskawie stwierdzili, że wystarczy ważyłam 47kg i nienawidziłam siebie, swojego tłustego ciała. Nienawidziłam to delikatnie powiedziane.
Nie umiałam spojrzeć w lustro, bo na sam widok tego potwra, który był moim własnym odbiciem, przeszywały mnie z obrzydzenia ciarki.
W tedy się poddałam. Mogłam się otrząsnac i znów zacząc walczyć o samą siebie, o mój dawny wygląd, ale nie miałam juz sił, pozwoliłam sobie przegrać.
Przez całą zimę, nie robiłam absolutnie nic aby coś zrobić, zmienić swoje życie.
Dlaczego.?
Cóż, to była chyba mała depresja. Nienawidziłam ich za to co mi zrobili, za to , że zrobili ze mnie potwora. Nienawidziłam siebie za to jak wyglądam i za to, ze nic z tym nie robię i zamiast wziąśc się w garaść zamykałam się w pokoju na długie godziny, próbując uciec od świata, zaszyc sie przed wszystkimi. Nie miałam odwagi pokazac się ludzią na oczy, przebierania sie w szkkole przed leckjami wfu było istnym koszmarem. Nie miałam odwagi pokazac się sobie samej, a co dopiero jakim kolwiek ludzią.
To było straszne to potwornie bolało, zamknęłam sie w sobie, w swoim małym świecie i próbowałam uciec od rzeczywistości, myśląc, ze to coś pomoże.
A nie pomogło.
Nie utyłam bardziej, ale też nie schudłam. Jedyne co czułam to nienawiść. Juz nie do tych, którzy zrobili ze mnie takie monstrum, ale do siebie.
Jak mogłam.? Jak mogłam być tak cholernie słaba, pozwolić im na to.? Jak mogłam sie poddać, jak.?!
Dlaczego nic z tym nie zobiłam, dlaczego od razu sie za siebie nie wzięłam.?
W tej nienawiści przecierpiałam całą wiosnę. Kilka razy się pocięłam. Nienawidziłam siebie, a jednak dalej nic nie robiłam. Zakmnęłam sie w swojej skorpie nienawiści, powtarzajac sobie jaką okropną, tłustą, głupią, brzydką, beznadziejną idiotką się stałam.
Na początku tego miesiaca coś we mnie pękło. NARESZCIE.
Wstałam, spojrzałam w lustro i ujrzałam w nim małego, zawstydzonego potwora, pełnego nienawiści do innych i przede wszytskim do siebie. Zobaczyłam tłusta, zmarnowana idiotkę, która potrafiłą jedynie nienawidzić i narzekać, zamiast ruszyć te spałse dupsko i coś zrobić ze sobą, ze swoim życiem.
W tedy poczułam tak ogromną, ogarniającą mnie nienawiśc jak nigdy. Nienawiść do swojej bezsilnosci.
Po prostu moja bezsilnośc mnie przeraziła, znienawidziłam jej.
Wstałam i po prostu zaczęłam żyć.
Ćwiczyłam do upadłego.
Kilka razy się potknęłam, ale zaciskałam zęby, podnosiłam swoję gubą dupe z ziemi i szłam dalej.
Powoli zaczęłam diety. Coraz zdrowiej, coraz mniej, coraz wiecej cwiczen.
I tak w kółko i na okrągło.
I tak znalazla się tu.
Siedze w pokoju i myśle.
Już wiem, nie oszukuje si. Może nie fizycznie, ale psychicznie jestem anorektyczką.
To bardzo ważne, zeby zdawać sobie z tego sprawę, nie można mydlić sobie oczu, gra w którą gramy jest grą która balansuje na krawedzi zycia i śmierci. Jeśli juz zacznie sie w nią grać to trudno jest powiedziec ,,stop", ,,dość". Jestesmy słabe. Ja jestem słaba. Bo moje marzenia o perfekcji i nieustanna proba bycia idealna jest silniejsza niż ja.
Jestem tu.
Jako przyjaciółka Any. Jestem od Niej uzależniona, nie umiem powiedzieć Jej ,,żegnaj" i wiem, zę nigdy nie powiem. Ona będzie ze mną zawsze. Kiedyś spróbuje powiedzieć ,,stop" i nie wazne czy uda mi się czy tez nie, dalej będę z Nią związana. Ona zawsze bedzie nade mna czuwać.
Będzie szła ze mną pod rękę cały czas.
Jesli ją oddtrace popatrzy na mnie karcąco jak Matka na brojącą pociechę, a potem spokojnie usiądzie i uśmiechnie się chytrze. ,,Jeszcze do mnie wrócisz, zobaczysz. WY zawsze wracacie" - wyszepta. I zaczeka. A ja wróce, Ty tez, o ile nie wpadniesz w rece Mii. Wrócisz. Niczym syn marnotrawny. A Ona uśmiechnie się wyrozumiale. ,,A nie mówiłam.?".
I przyjmie Cienie, przyjmie mnie z powrotem pod swe szczupłe ramiona. Najpierw troskliwie, jak Matka witająca utracone dziecko. Potem brutalnie, ja zraniony i zawiedziony Rodzic, który oczekiwał idealnego dziecka, które naprawde będzie w życiu ..KIMŚ" , a dostała zwykłego, grzesznego człowieka.
Dla mnie była to trudna droga, bardzo, bardzo trudna.
I zdaje sobie sprawę, że przede mną czeka ścieżka, a jeszcze bardziej zawiłych drogach, jedna przez ten czas nauczyłam się jednej, niesamowicie ważnej, a jednocześnie tak oczywistej rzeczy.
NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ.
Dziękuję za twoją historię. Historia każdej z was jest dla mnie czymś pięknym, nauką, motywacją.Dziękuję. Liczę na to, że też kiedyś będę mogła być z siebie dumna, tak jak ty, wtedy. Jeszcze raz dzięki
OdpowiedzUsuńściskam
~Patch
Nie ma za c dziękować Kochana. To ja dziękuje za poświęcenie mi swojej uwagi. Wierze, że przyjdzie taki dzień, że Ty też staniesz przed lustrem i powiesz sobie ,,Jestem piękną, osiągnęłam perfekcje".
OdpowiedzUsuńJedna na razie musimy walczyć.
Dziękuje i również mocno ściskam. :*
Fantastyczny post, pełen motywacji :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żebyś osiągnęła cele
Pozdrawiam =]